

Kochane Dzieci! Wybierając się na pielgrzymkę trzeba zabrać ze sobą potrzebne rzeczy: plecak, mapę, karimatę, wodę, apteczkę, kanapki, owoce, czekoladę i słodycze, telefon itp. Nie zabieramy rzeczy niepotrzebnych, bo mogły by nam utrudnić podróż, pielgrzymkę czy wspinaczkę. Dlatego przygotowując się do drogi, trzeba się zastanowić, co tak naprawdę jest nam potrzebne, ale też co pomoże nam przybliżyć się do Boga i do drugiego człowieka: Biblię, różaniec, śpiewnik pielgrzymkowy, medalik itp. rzeczy.
Nie bierzemy zabawek, ulubionych komiksów, laptopa, telewizora czy grilla. Zajmują nie tylko dużo miejsca, ale utrudniają podróż, pielgrzymkę i oddalają nas od Boga i zamykają na drugiego człowieka.
Skoro nasze życie jest pielgrzymką do Boga, to jak myślicie co powinniśmy mieć ze sobą w tej wędrówce do nieba?
PYTANIA:
- Co zabieramy na podróż a co na pielgrzymkę?
- Dlaczego nie zabieramy rzeczy niepotrzebnych?
- Do kogo ma nas zbliżać pielgrzymka?

Dorosłym proponuję na dzisiejsze RORATY moją
Górską refleksję o wolności…
Góry są świetnym miejscem, gdzie można snuć refleksje n temat wolności. Kiedyś było mi dane zobaczyć nieomal cały spektakl o wolności.
Podczas urlopu wybrałem się na wycieczkę na Kasprowy Wierch. Ale nie kolejką linową, broń Boże! Na własnych, osobistych nogach. Dojechałem do Kuźnic i zanim wszedłem na zielony szlak górski prowadzący na Kasprowy Wierch postanowiłem chwilę odsapnąć, więc usiadłem na zwalonym pniu drzewa, obserwowałem to widoki, to ludzi, którzy obok mnie przechodzili. W pewnym momencie zobaczyłem, jak od strony Kuźnic, zbliżały się trzy panie w wieku koło trzydziestki. Były elegancko ubrane w letnie sukienki z koronkami, na nogach pantofle na całkiem wysokim obcasie. Miały pięknie tlenione włosy i staranny makijaż. Podchodziły scieżką pod niewielkie wzniesienie, postępując dość mocno, a jedna przytrzymywała na głowie słomiany kapelusz. Mimo to miały bardzo bojowe nastroje. Gdy zbliżały się, usłyszałem ich dialog:
– Ale będą miały miny, jak nas zobaczą na górze! – z wyraźną satysfakcją mówiła najwyższa. – Szczególnie zdębieje Mirek. Przecież to on wczoraj na dancingu mówił, że prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie, niż my wyjdziemy na Kasprowy – dodała ta w słomkowym kapeluszu.
Trzecia była mniej optymistyczna. – Dziewczyny, a damy radę? To jest wysoko – zauważyła. – Może lepiej było jednak pojechać razem z nimi kolejką. – Ja bym miała nie wejść?! Dziewczyno, przecież kiedyś chodziłam na aerobik. Jestem bardzo wysportowana – powiedziała najwyższa z „taterniczek”. – A kolejka niech jadą sobie sami. Jak nie dostaną biletów na dwunastą, to jeszcze będziemy na szczycie przed nimi! _ Na pewno wejdziemy, ale póki co, usiądźmy na pieńku i trochę odsapnijmy – zaproponowała elegantka w kapeluszu. Tak tez zrobiły, Usiadły obok mnie, kładąc na trawie plastikowe reklamówki, a w nich olejek do opalania, tygodnik „Tina”, okulary słoneczne, olejek do opalania, herbatniki i – rzecz jasna – kosmetyczki. Siedzieliśmy wszyscy w milczeniu. Panie nabierały siły przed dalszą wspinaczką. Tymczasem za drzew wyłoniła się grupa taterników, którzy niosąc ogromne plecaki, szybkim krokiem przeszli obok nas. Gdy zniknęli w lesie, pani w słomkowym kapeluszu nie kryła swego zdziwienia: – Co to za przyjemność chodzić po górach z takim ciężarem?! Oni wszystko ze sobą noszą. I liny, i haki i garnki. Przecież się strasznie umordują.
– Wiesz dziwaków na świecie nie brakuje – potwierdziła druga wystawiając twarz na słońce. Ja bym w życiu czegoś takiego nie włożyła na plecy. Po kilku minutach panie wstały i zabawny orszak wszedł na szlak na Kasprowy wierch. Czułem, że to nie koniec komedii więc postanowiłem poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Nie pomyliłem się. Po kilkunastu minutach sytuacja się wyjaśniła. Spoza drzew wyłoniła się damska grupa, ale była w wyraźnym odwrocie. – Ty Aśka, zawsze nas w coś wpakujesz! – krzyczała ta najmniejsza. – Gdzie ja w Zakopanym szewca znajdę?! Cały obcas mi odpadł! Koleżanka w słomkowym kapeluszu lamentowała w nieco innej tonacji: – A ja mam rajstopy do wyrzucenia i całe nogi podrapane przez te krzaki. Chodziło jej o kosodrzewinę.
Kiedy przechodziły koło mniej w środku wszystko się we mnie trzęsło ze śmiechu. Gdy zostałem sam pomyślałem o grupie taterników obładowanych ekwipunkiem. Pewnie już są daleko. Może poszli na Świnicę i Zawrat i dalej na Orlą Perć. Byłem o nich spokojny. Jeśli się nie szarżuje, ma się dobry sprzęt, robi się dobrą asekurację, to można zdobywać najwyższe szczyty.
I przyszła mi taka myśl. Niebo to cel naszego życia. Można je porównać do wysokiego szczytu. Każdy chce go zdobyć, bo każdy chce być szczęśliwy. Różnimy się tylko tym jak na niego chcemy wyjść. Jedni jak te dziewczyny chcą wyjść lekko, i przyjemnie, bez wysiłku i bez bagażu. Mówiąc po co to wszystko. Na pewno wyjdziemy – dodają. Po co ten cały ekwipunek?! Powiedzmy więcej: po co przykazania, po co zasady i nakazy?! Wystarczy sięgnąć po alkohol, narkotyki. Powiedzieć rodzicom mam was w nosie. Bo ja chce aby było czas przyjemnie i wesoło, oraz lekko.
Ale są inni, którzy na tą wspinaczkę do nieba biorą ze sobą klamry przykazań, namiot moralności, liny posłuszeństwa Bogu, rodzicom. Trochę to ciężkie, ale jak się chce zdobywać wysokie szczyty to konieczne.
W języku wspinaczki wysokogórskiej jest taki zwrot „ODPAŚĆ OD ŚCIANY”. I kiedy słyszę albo czytam w Internecie, że jakiś młody przedawkował narkotyki, albo popadł w alkoholizm, rozwalił swoje małżeństwo to mówię odpadł od ściany, bo chciał być szczęśliwy bez bagażu czyli bez Bożych przykazań.